w

Najlepszy waporyzator 2020 roku! Recenzja Healthy Rips FURY EDGE

Waporyzator Heathy Rips FURY EDGE określany jest mianem najlepszego waporyzatora 2020 roku. Czy zasłużył on żeby tak o nim mówić? Sprawdzimy! W mojej recenzji FURY EDGE pokaże Tobie jak on wygląda, jak się z niego korzysta, czym się wyróżnia, jakie są jego wady i zalety oraz jakie generuje chmury. 

Waporyzator do testów udostępniła mi ekipa VapeFully, za co serdecznie dziękuję. Jak wiecie są oni liderem w Polsce w zakresie waporyzacji i działamy wspólnie już od 2017 roku. Macie dzięki temu u nich 5% kod rabatowy: “mesto5%” oraz co jakiś czas konkursy i dodatkowe promocje. Jeśli dokonasz zakupu bezpośrednio przez mój link afiliacyjny to przy okazji wspierasz rozwój mojego kanału, gdyż tylko wtedy otrzymam prowizję. 

Nowość prosto z USA

FURY EDGE to jeden z najnowszych waporyzatorów na rynku. Pojawił się pod koniec 2019 roku i jeśli oglądasz mnie regularnie to pewnie widziałeś w połowie grudnia film z pomysłami na prezent w którym premierowo pokazałem ten waporyzator, jako rewelacyjnie zapowiadającą się nowość. 

Po wnikliwych testach przyszedł czas na dłuższą recenzję FURY EDGE, bo zdecydowanie jest o czym pisać. Po polsku jest tylko jeden materiał na ten temat. Miesiąc temu swoją recenzję wrzucił VapoManiak, w której wyjaśnił, dlaczego jego zdaniem FURY EDGE jest najlepszym waporyzatorem 2020 roku. Jak widzisz poprzeczka jest zawieszona wysoko. Poniżej przedstawię jak to wygląda z mojej perspektywy ale jeśli będziesz spragniony dodatkowych informacji to wbijaj do niego na kanał.  

Znany i lubiany wygląd

Wydaje Ci się, że gdzieś już widziałeś ten sprzęt? Brawo dla Ciebie! Ten waporyzator wygląda podobnie jak Fenix Mini, o którym nagrywałem film w 2018 r. i od tego czasu stał się on dość popularnym budżetowym waporyzatorem. Przypomina również Healthy Rips FURY 2, który znany jest wielu fanom waporyzacji. 

Skąd to podobieństwo? Long story short. W 2017 roku, jako pierwszy pojawił się Healthy Rips FURY, który dostępny był tylko w USA. Następnie został skopiowany w Chinach i pojawiły się różne rebrandy m.in. Fenix Mini, które różniły się jakością wykonania od amerykańskiego oryginału. 

 

Następnie w 2018 roku na rynek amerykański trafił FURY 2, który był już znacznie udoskonaloną wersją. Najnowszym z nich jest FURY EDGE. Można spojrzeć na to jak na smartfony. Obecnie większość z zewnątrz jest bardzo podobna do siebie, ale znacznie różnią się wnętrzem i osiągami. Podobnie jest w przypadku tych waporyzatorów. Trzeba przyjrzeć się im bliżej żeby poznać różnice.

Wygodny i dyskretny

W pudełku z FURY EDGE otrzymujemy wszystkie niezbędne rzeczy. Bardzo podoba mi się, że całość  jest minimalistycznie i kompaktowo spakowana bez zbędnych bajerów. 

Jest to dość mały i dyskretny waporyzator, który bardzo dobrze leży w dłoni. Metalowa obudowa jest bardzo przyjemna w dotyku. Naprawdę bardzo wygodnie go się trzyma. Czuć, że materiały są wyższej klasy i znacznie bliżej im do waporyzatorów klasy premium. Całość wykonania powoduje, że wydaje się on bardzo wytrzymały i nie obawiam się, że coś z nim się stanie jeśli mi się przewróci na stole czy będzie luzem w plecaku. 

Ma on też silikonową nakładkę przeciwzapachową, co jest fajnym patentem. Przydaje się w podróży, bo całkiem dobrze blokuje ona zapach ziół, który mógł pozostać w komorze po wielu użyciach, a do tego chroni wyświetlacz przed porysowaniem. 

Banalnie prosta obsługa

FURY  EDGE ma komorę ze stali nierdzewnej. Ze stali jest też cała ścieżka powietrza, w tym konwekcyjna grzałka. Pozytywnie wpływa to na jakość i smak pary oraz pokazuje przewagę nad Fenixem Mini, gdzie użyto do tego celu aluminium.

Jest to sprzęt, który jest banalnie prostu w obsłudze. Wystarczy luźno wsypać do środka zmielone ulubione zioła. Mieści się ich tak do 0,15-0,2 g więc jest to sprzęt bardzo oszczędny. Nie trzeba też wypełniać komory w całości. Ważne żeby susz nie był ubity, a tylko luźno wypełniał komorę.

Żeby zacząć wystarczy nacisnąć trzy razy główny guzik i ustawić swoją ulubioną temperaturę. Dużą zaletą jest to, że można ją ustawiać co do jednego stopnia w zakresie 160-221 stopni Celsjusza. FURY EDGE nagrzewa się bardzo szybko bo w 20-25 sekund już jest gotowy do użycia. Wyświetlacz jest bardzo wyraźny i przytrzymując główny przycisk można obrócić tekst, więc każdy może dostosować pod siebie.  Fajnie, że wyraźnie widać, jak szybko temperatura wzrasta podczas podgrzewania. Nie trzeba oczywiście cały czas patrzeć na niego, bo sygnalizuje swoją gotowość wibracją. Mega wygodna sprawa, której nie było we wcześniejszych modelach. 

Użytkowanie jest bardzo proste. Wystarczy brać długie i równomierne wdechy. Praktycznie nie trzeba o nich myśleć. Bez problemu poradzisz sobie z obsługą nawet jeśli nigdy wcześniej w życiu nie miałeś waporyzatora w ręku. W swoim życiu testowałem już różne waporyzatory na znajomych i ten należy do grona najłatwiejszych w obsłudze, najbardziej przyjaznych  i nie wymagających praktycznie żadnego tłumaczenia. 

Gęste i smaczne chmury

Jest to waporyzator hybrydowy ze znaczną przewagą konwekcji, czyli efekt w znacznej mierze osiągany jest przez przepływ gorącego powietrza przez zioła. Podczas korzystania słychać charakterystyczny świst przepływającego powietrza, który całkiem lubię.

Dzięki niezwykle mocnej grzałce FURY EDGE produkuje naprawdę gęstą, smaczną i intensywną parę. Mocne chmury są widoczne nawet przy temperaturze 180 stopni Celsjusza, którą często wybierają osoby dla których szczególnie ważny jest smak ziół. Można też zacząć od 180 stopni Celsjusza i zwiększać co jakiś czas temperaturę. Ja ostatnio preferuję najbardziej okolicę 200 stopni Celsjusza i zdarza mi się waporyzować tylko na tym poziomie, gdyż daje mi odpowiedni miks smaku, ilości pary i efektów. Takich fajnych chmur fury edge daje tak ok. 14, a najlepsze dla mnie są od 3 do 10.

Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale w ustniku w tym tworzywie sztucznym schowane jest szkło, a jak zapewne wiesz z poprzednich filmów szklana ścieżka pary to bardzo fajna rzecz. Dzięki temu smak pary jest bardzo czysty.

Szklane dodatki

W zestawie znajduje się jeszcze drugi moduł ze szklanym ustnikiem. Nie korzystałem z niego zbyt często, gdyż dla mnie wygodniejszy był ten standardowy. Fajną sprawą jest to, że ten szklany można łatwo wyjąć (nawet podczas korzystania) i zastąpić czymś innym.

Korzystałem np. ze szklanego ustnika 3D z VapeTube, którego standardowo używa się do VapCap M. Jak dla mnie taki dłuższy ustnik, który ma specjalne rozwiązania służące schłodzeniu pary powoduje, że para jest znacznie przyjemniejsza. Na pewno wpływ na to miało też to, że w Arizer Solo 2, który bardzo lubię, jest długi ustnik i wydaje mi się, że się już do takiego przyzwyczaiłem. Co ciekawe, ustnik ten pasuje też do FURY EDGE, jeśli wsadzi się go do góry nogami. 

Oprócz tego można zastosować też szklany bubbler. Dodatkowa filtracja pary przez wodę dodatkowo ją schładza i nawilża przez co powoduje, że inhalacja jest jeszcze przyjemniejsza.

Korzystasz kiedy tylko chcesz

Bardzo lubię w FURY EDGE, że można go wyłączyć i po przerwie znowu skorzystać nie tracąc jakości ziół w komorze. Bardzo wygodne, bo nie zawsze mam ochotę na pełny cykl. Przydatne okazało się również to, że sesja trwa 5 minut i potem się automatycznie wyłącza “w celu oszczędzania baterii i materiału w komorze”. Tak przynajmniej napisał producent w instrukcji, którą oczywiście polecam przeczytać przed pierwszym użyciem. 

To odliczanie przydaje się szczególnie w sytuacjach w których wciąż trybię i jarzę, ale jakby tak inaczej. Sprawdza się także, jak jest więcej osób. Nie ma wtedy głupich pytań czy to już i co się dzieje. Każdy jasno widzi upływający czas zbliżający nas do końca. Memento mori. Oczywiście z fury edge da się dogadać i można szybko ponownie włączyć i korzystać na tej samej temperaturze. Mi zdarzało się jeszcze tak z 2-3 minuty dłużej sobie popykać. Wszystko zależy od użytych ziół. 

Dobra bateria

Bardzo ważną kwestią w przypadku waporyzatorów elektronicznych jest bateria. FURY EDGE ma nowocześniejszą baterię litowo-polimerową o pojemności 2 300 mAh, która jest o 45% większa niż ta w FURY 2. Gwarantuje ona nieco ponad godzinę ciągłej pracy, a wg producenta nawet do 1,5 h. Wszystko zależy zapewne od wybieranych temperatur i stylu używania. Jest to bardzo fajny wynik, który w moim przypadku jest w pełni wystarczający. 

To co mi się bardzo spodobało to fakt, że ładuje go się kablem USB-C. Dzięki takiej wtyczce możesz być pewny, że wapek posłuży Ci dłużej, bo samo gniazdo jest trwalsze. Jest to też przyszłościowy standard. Takiego samego używam do mojego smartfona więc wszystko dobrze do siebie pasuje. Ładuje się on dość szybko, bo w 75-90 minut.

Nie można z niego korzystać podczas ładowania i zaleca się nie zostawiać go do ładowania na całą noc. Dla części osób wadą może być brak wymiennej baterii. Istnieje ryzyko, że po latach ta wbudowana osłabnie no i zapasowa bateria mogłoby się przydać poza domem. Ja to rozwiązuje biorąc ze sobą powerbank.

Łatwe czyszczenie

Czyszczenie zajmuje niewiele czasu. Po każdej inhalacji wystarczy wyczyścić dołączonym do zestawu wyciorem. Sitko najlepiej czyścić, jak jest jeszcze ciepłe, komorę jak już trochę ostygnie. 

Co jakiś czas warto zrobić głębokie czyszczenie. Używamy do tego alkoholu izopropylowego (ISO) oraz papierowych patyczków higienicznych. Sitko, silikon jak i komorę  wystarczy przetrzeć patyczkiem nasączonym w ISO. Ustnik zaś można rozebrać i tą szklaną część odmoczyć w ISO, a resztę przetrzeć patyczkiem. I to tyle. Bardzo prosta sprawa. 

W FURY EDGE można również korzystać z koncentratów. W zestawie macie podkładkę pod koncentraty, pęsetę i dabber. Nie korzystałem z nich więc nie mogę powiedzieć jak działają ale dla fanów koncentratów to na pewno wartość dodana.

Dlaczego FURY EDGE jest super

Podsumowując FURY EDGE to sprzęt, który ma bardzo dużo zalet i zdecydowanie skradł moje serce. Jest to dość mały i dyskretny waporyzator. Wykonany jest z dobrych materiałów. Pewnie leży w dłoni. Dla mnie jego rozmiar jest idealny. Jego obsługa jest banalnie prosta. Szybko się nagrzewa. Temperaturę ustawia się co do jednego stopnia Celsjusza. Daje fajną, gęstą parę. Łatwo się go czyści. Ma baterię, która starcza na moje potrzeby, jasno też widać jej poziom, szybko się ładuje kablem USB-C. Jeśli ktoś lubi to może bawić się w koncentraty, w wymienne szklane akcesoria czy używać FURY EDGE do filtracji wodnej. Świetnie się do tego nadaje i można dzięki niemu napełnić nawet duże bonga. 

Mimo, iż jego cena jest ze średniej półki to zdecydowanie może konkurować z najwyższą półką jeśli chodzi o osiągi. Jak na moje potrzeby to jest idealny waporyzator. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że np. powinien mieć wymienną baterię, że czas pracy mógłby być dłuższy, że nie można korzystać z niego podczas ładowania, że ma on standardową dwuletnią gwarancję, a niektórzy producenci dają więcej.

Każdy ma inne potrzeby, nie ma idealnego waporyzatora dla wszystkich, ale jasno mogę powiedzieć, że FURY EDGE trafił do grona moich ulubieńców z których korzystam najczęściej i z niecierpliwością będę wyczekiwał kolejnych premier od Healthy RipsMam nadzieję, że ta recenzja była dla Ciebie przydatna. Daj znać w komentarzu jeśli chciałbyś recenzje innych waporyzatorów. 

Napisane przez Mestosław

Aktywista racjonalnej polityki narkotykowej. Twórca edukacyjnego kanału “Wiem co ćpiem” oraz “Mestosław” na YouTube. Członek Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej oraz Społecznej Inicjatywy Narkopolityki. Współzałożyciel oraz członek zarządu Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego. Współpracownik Wolnych Konopi. Ekspert społeczny Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany. Absolwent Europeistyki oraz Studium Pedagogicznego na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie obronił pracę magisterską dotycząca polityk narkotykowych w Unii Europejskiej.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Ładowanie…

Ładowanie…

0

Król Mefedron Pierwszy

Co z ustawą legalizującą 4 krzaki i 30 g marihuany?